ZWIĄZEK STRZELECKI "STRZELEC" OS-W
Jednostka Strzelecka 2021
im. płk. Leopolda Lisa-Kuli
     

87. ROCZNICA BITWY WARSZAWSKIEJ

15 sierpnia 1920
15 sierpnia 2007

     
zobacz galerię zdjęć z Uroczystych Obchodów 87. Rocznicy  CUDU NAD WISŁĄ    ------------->>>

Dzień 15 sierpnia 1920 roku na zawsze został zapisany w dziejach naszej Ojczyzny i przeszedł do historii pod nazwą "Cudu nad Wisłą". Chociaż po zwycięstwie na ustach niewierzących widzieliśmy nieraz sarkazm, gdy mówiono o "Cudzie nad Wisłą" będzie o nim po wsze czasy pisała historia Polski i historia świata, a Kościół - zapewniał 84 lata temu Aleksander kardynał Kakowski - zawsze będzie przypominał wiernym swoim słowa Psalmu: "Jeśli Pan nie będzie strzegł miasta, próżno czuwa, który go strzeże" (Ps. 126, 2). Wszystkim obrońcom Ojczyzny cześć i chwała, Bogu wdzięczność.

Cud - trafnie pisał Władysław Pobóg-Malinowski - nie powstaje z niczego, nie wyrasta na nieużytkach jałowych. Cud sierpniowy zrodził się pod opieką Boską, z męki samotnej Wodza i ze zbiorowego, krwawego, ofiarnego wysiłku żołnierza. Jest to istotnie cud niespożytej mocy ducha polskiego, mocy, która spętana w niewoli drzemała, a obudzona do życia piorunem spadała na ponawianą próbę narzucenia jarzma.

Nazwać zwycięstwo

Nazwę nadaną temu naszemu świetnemu zwycięstwu nad wrogiem dostatecznie tłumaczą i uzasadniają nieustraszone bohaterstwo polskiego żołnierza, niezwykły duch ofiarności, jednolity antybolszewicki front moralny całego społeczeństwa, ufność w ostateczne zwycięstwo i niezwyciężona moc ducha narodu płynąca z gorącej wiary.

Sformułowania "Cud nad Wisłą" po raz pierwszy użył w mowie sejmowej ówczesny "prezydent ministrów" Wincenty Witos. Przedostały się one do prasy zagranicznej i te proste słowa - Cud nad Wisłą - pozostały w historii jako pełna zachwytu nazwa naszego wielkiego, w długie wieki pamiętnego zwycięstwa bohaterskich wojsk polskich pod bramami Warszawy nad armią bolszewicką.

Rzeczywistym autorem tych słów był poseł i redaktor Stanisław Stroński, który w przeddzień generalnego ataku bolszewików na Warszawę, w wigilię historycznej daty 15 sierpnia roku 1920 przypomniał w "Rzeczpospolitej" straszne, a tak podobne do naszych, dni Francji z września roku 1914, gdy Niemcy parli na Paryż i gdy stał się ów "Cud nad Marną" - zwycięstwo wojsk marszałka Jacquesa Joffre nad Prusakami. Profesor Stroński przypomniał ówczesną niespodziewaną odmianę losu, jakiej doznała Francja i wyraził niezłomną ufność, że i u nas stanie się podobny cud i zwać go będziemy "Cudem nad Wisłą".

I cud ów stał się!

Czerwona groza u bram stolicy

Cudowny był to także zryw wszystkich warstw społecznych. Ramię przy ramieniu: chłop i robotnik, inteligent i ksiądz, starzec i młodzieniec, kobiety i dzieci, wszystko co potrafi karabin utrzymać w ręku lub w inny sposób oddać swe usługi Armii Narodowej jednoczy się dla wspólnego odparcia wroga. W całym kraju jak długi szeroki wraz z tym dobrowolnym ochotniczym pospolitym ruszeniem żołnierza następuje powszechne zjednoczenie duchowe.

Tym bardziej na cud to wyglądało, iż od początków sierpnia 1920 roku armia polska znajdowała się w permanentnym odwrocie. Znaczne, przeważające siły wroga - pewne zwycięstwa nacierały z furią, przerywając łączność dowozu amunicji i żywności. Żołnierz nasz był wyczerpany trudami długotrwałego odwrotu, wygłodniały i obdarty, bo rezerw młoda organizacja państwowa nie posiadała. Przez cały kraj przewaliło się zarzewie trwogi. Ludzie małego serca, pospiesznie pakują dobytek i co tchu uciekają na zachód w Poznańskie. Panika ogarnia coraz to nowe połacie kraju, obejmuje wszystkie warstwy społeczeństwa. Komunikaty wojenne przynoszą wieści coraz groźniejsze. Pomoc zachodu ogranicza się do pięknie brzmiących frazesów, a skromne posiłki amunicyjne utknęły w Gdańsku, bo skomunizowani robotnicy niemieccy odmawiają wyładunku, to samo zresztą dzieje się z transportami idącymi przez Czechosłowację...

Bolszewicy podeszli blisko pod Warszawę, a opór naszych oddziałów, choć bohaterski, słabnął. 13 sierpnia po południu znaleźli się u bram stolicy, pod Radzyminem, niespełna 22 km od ówczesnych rogatek miasta.

13 sierpnia 1920 roku bolszewicki generał Michaił Tuchaczewski rozpoczął decydującą ofensywę na Warszawę i następnego dnia walki toczyły się już w Radzyminie, który przechodził z rąk do rąk. Jednocześnie bolszewicy silnie atakowali 5. Armię gen. Władysława Sikorskiego nad Wkrą. Sytuacja stała się poważna i rząd Rzeczypospolitej Polski zdecydował ewakuację niektórych urzędów i korpusu dyplomatycznego do Poznania. Tylko paru ambasadorów-posłów, w tym nuncjusz Achilles Ratti (późniejszy papież Pius XI) pozostali w Warszawie.

Upadek stolicy oznaczałby nie tylko utratę punktu strategicznego, nie tylko zapanowanie w Warszawie "czerwonej dziczy", ale byłby decydującym ciosem w moralną i duchową bazę odradzającego się Państwa Polskiego, nie mówiąc już o wpływie na sytuację w całej Europie.

Na szczęście żołnierz polski świadomy był roli, jaką miał spełnić. Rolę tę spełnił i - jak powiedziano - spełnił się cud. Cud nie sił nadprzyrodzonych, lecz sił drzemiących w duszy Narodu. Nie można jednak pominąć milczeniem faktu, iż podczas gdy decydujący moment zwycięstwa nadchodził, wszystkie świątynie w całej Polsce wypełnione były po brzegi rozmodlonym tłumem, który za przyczyną Tej, która broni "Jasnej Częstochowy i w Ostrej Świeci Bramie", w całonocnej adoracji błagał Boga o zwycięstwo dla naszej armii.

W rozkazie operacyjnym z 15 sierpnia marszałek Józef Piłsudski pisał: Wszystkie wojska zrozumieć muszą, że bitwa ta rozstrzyga losy wojny w kraju i dać może pożądane rezultaty tylko przy najwyższym wysiłku i woli poszczególnego żołnierza i oficera.

Polska krucjata w obronie Wiary

Kościół, tak bardzo związany z narodem i całym społeczeństwem, od pierwszych dni wojny polsko-bolszewickiej wspierał działania Wojska Polskiego, apelował do wiernych i duchowieństwa, aby nie szczędziło wysiłku włączając się do obrony kraju, zachęcał do służenia ojczyźnie mieniem a nawet życiem.

Duchowieństwo apelowało do społeczeństwa o poparcie odezwy Ministerstwa Skarbu w kwestii pożyczki i wsparcie materialną ofiarą skarbu państwa: Polska poszczycić się tem może, iż episkopat nasz zawsze gorąco odczuwał potrzeby kraju i w chwilach ciężkich nie omieszkał spieszyć z ofiarą i skuteczną pomocą, nie wahał się nawet sięgnąć do skarbców kościelnych i z nich złoto i srebro, a nawet wota i naczynia święte składał na ołtarzu Ojczyzny. Kiedyż zaś ukochana Ojczyzna nasza w tak ciężkiej znalazła się potrzebie, jak obecnie - głosił kardynał Aleksander Kakowski, arcybiskup metropolita warszawski.

Zresztą już 2 maja 1920 roku we wszystkich kościołach odbyły się uroczyste Msze święte z wystawieniem Najświętszego Sakramentu - na intencję bojowników naszych na froncie, męczenników na Kresach wschodnich i zachodnich oraz budowniczych Polski silnej duchem chrześcijańskim i miłością Ojczyzny.

Nie zabrakło też przedstawicieli duchowieństwa w szeregach wojska, w walkach na pierwszej linii frontu. Na prośbę biskupa polowego Wojska Polskiego Stanisława Galla kard. Kakowski już w lutym 1920 roku pisał: Uznając w zupełności, że potrzeby armii, a zwłaszcza duchowe powinny w tej chwili, kiedy ten żołnierz bohatersko walczy o bezpieczeństwo naszej Ojczyzny, być na pierwszym planie, postanowiłem zgodnie z uchwałą zjazdu J.J.E.E.Ks.Ks. [Ich Ekscelencji Księży] Biskupów w Gnieźnie, aby 5 procent kapłanów mojej Archidiecezji podążyło na plac boju dzielić z żołnierzem trudy życia obozowego i zaspokajać jego potrzeby duchowe.

Niestety, wkrótce po zajęciu Kijowa (7 maja 1920 roku) rozpoczął się wymuszony odwrót wojsk polskich na zachód. Wówczas w "Wiadomościach Archidiecezjalnych Warszawskich" pisano: Silniej niż kiedykolwiek od czasu odzyskania niepodległości rozległ się po całej Polsce głos: "Do broni narodzie! wróg u bram Ojczyzny! co więcej, u wrót stolicy - Warszawy!" Temu głosowi duchowieństwo polskie, wierne tradycji ojców, zawtórowało całą potęgą umiłowania Boga i Ojczyzny. Powolne wezwaniu swoich Biskupów stanęło jak jeden mąż do służby pomocniczej walczącej armii. Część kapłanów naszej archidiecezji weszła do szeregu kapelanów wojskowych. Nie mogąc, co prawda, chwycić za broń, godzić w pierś wroga i siłą miażdżyć siłę, idziemy jako szafarze łask Bożych, słowem i krzyżem podnosząc ducha i budząc męstwo. Tym sposobem jednej sprawie służymy.

W obliczu nadchodzącego zagrożenia w imieniu biskupów polskich kardynał Edmund Dalbor prymas Polski zwrócił się do Ojca Świętego Benedykta XV z prośbą o błogosławieństwo dla Polski, pisząc m.in.:

Ojcze święty! Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogiem Krzyża Chrystusowego - z bolszewikami. Odradzająca się Polska, wyczerpana czteroletnimi zmaganiami się ościennych państw na jej ziemiach, wyniszczona obecną wojną, zdobywa się na ostateczny wysiłek. Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia Krzyża...

Pomoc z Watykanu

Biskupi zwrócili się także o pomoc i ratunek dla Polski do episkopatu świata:

Zwracamy się do was, najczcigodniejsi księża biskupi całego katolickiego świata, z wołaniem gorącym o pomoc i ratunek dla Polski. Zwracamy się w chwili tak bardzo dla nas krytycznej, kiedy to wróg potężny staje na naszych rubieżach, zagrażając nam podbojem i zniszczeniem... Wszak nie szukała Polska tej walki, narzucona jej ona została, nie walczymy zupełnie z narodem, walczymy raczej z tymi, którzy Rosję zdeptali, jej krew i duszę wyssali, idąc po nowe zabory... Dla wroga, który nas zwalcza, nie jest bynajmniej Polska ostatnią przestrzenią dla jego trofeów, lecz jest mu raczej etapem tylko i pomostem do zdobycia świata... Bolszewizm idzie istotnie na podbój świata... Polska w pochodzie bolszewizmu na świat jest już ostatnią dla niego barierą, a gdyby się ta załamała, rozleje się on po świecie falami zniszczenia... Bo bolszewizm jest ostatnim wykwitem wszelkich zasad negacji, chowanych przez całe stulecia, które godziły w rodzinę, w wychowanie, w ustrój socjalny, w religię, a nadto dziś godzą w samą do niedawna bóstwioną jeszcze przez siebie władzę... Zwracamy się przeto, bracia nasi, o ratunek, nie o pieniądze was prosimy, nie o amunicję, nie o wojskowe zastępy, nie prosimy was o to, zwłaszcza że nie wojny pragniemy, lecz jedynie pokoju, byleby tylko pokój ten nie był nowym u nas podbojem, a światu zagrożeniem. Pokoju pragniem i o pokój się modlimy, i was dlatego, najczcigodniejsi bracia, o broń prosim pokoju jaką jest modlitwa. Prosim was dzisiaj o szturm modłów do Boga za Polskę.

W odpowiedzi na apel Episkopatu Polski w liście z 5 sierpnia 1920 roku Papież Benedykt XV wyraził życzenie, aby wszyscy biskupi świata katolickiego wznieśli gorące modły dla ubłagania miłosierdzia Pańskiego nad nieszczęsną Polską, podkreślając, że obecnie jest w niebezpieczeństwie nie tylko istnienie narodowe Polski, lecz całej Europie grożą okropności nowej wojny. Nie tylko więc miłość dla Polski, ale miłość dla Europy całej każe nam pragnąć połączenia się z nami wszystkimi wiernych w błaganiu Najwyższego, aby za orędownictwem Najświętszej Dziewicy Opiekunki Polski zechciał oszczędzić Narodowi Polskiemu tej ostatecznej klęski.

Pomoc z Jasnej Góry

Jak to niejednokrotnie bywało w momentach trudnych dla kraju biskupi zwyczajem Ojców Naszych zebrali się 26-28 lipca 1920 roku na Jasnej Górze u stóp Matki Boskiej Częstochowskiej i pod przewodnictwem kard. Dalbora ślubowali:

Tutaj na Jasnej Górze, gdzie każdy kamień głosi cuda Twojej nad narodem naszym opieki, wyciągamy ku Tobie Matko litości błagalne ręce, byś w ciężkiej kraju naszego potrzebie przyszła nam z pomocą. Odrzuć wroga do granic naszej ojczyzny, wróć krajowi naszemu upragniony pokój, ład i porządek, wypleń z serc naszych ziarno niezgody.

W apelu do narodu biskupi nawoływali:

Podnieśmy się na duchu i z ufnością dziś wołajmy do Najświętszej Panny: Nie na to, o Pani, okazałaś się nam na nowo Polski Królową, nie na to na nowych drogach przewodzisz jej i królujesz, byś ukochany przez siebie naród z powrotem do osłon włożyła grobowych. Nie na toś nas tak dziwnemi, cudownemi prowadziła ku wolności drogami, by pozwolić na powtórne okucie narodu w pęta najstraszliwszej niewoli. Przynaglajmyż modłami Najświętszą Panią Naszą a łącząc się razem w modlitwie, połączmyż się razem we wspólnej obronie zagrożonego narodu w jedno jakoby bractwo narodowego zjednoczenia pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej.

Ramię przy ramieniu

Kard. Kakowski wzywał kapłanów archidiecezji warszawskiej do zgłaszania w Kurii Metropolitarnej swych kandydatur na kapelanów wojskowych, stwierdzając że wszyscy kapłani powinni stać na powierzonych sobie przez władzę stanowiskach. Polecił też tworzyć we wszystkich parafiach komitety parafialne opieki nad rodzinami walczących na froncie rodaków. Zachęcał wiernych do modlitwy i uczestnictwa w uroczystych Mszach świętych, nieszporach i adoracjach Najświętszego Sakramentu celem uproszenia błogosławieństwa dla ojczyzny i wojska (W chwili tak poważnej, jaką obecnie przeżywa naród polski, dla pokrzepienia ducha i wzmocnienia serc wiernych, na ubłaganie pomocy z Nieba, której Bóg nigdy nie skąpił proszącym o nią... zarządzam nabożeństwa błagalne). Miała to być nowenna z wystawieniem Najświętszego Sakramentu odprawiana dwa razy dziennie w kościele ojców jezuitów, u św. Anny i w kościele Zbawiciela, następnie całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu w dniu 8 sierpnia, po której procesje ze wszystkich kościołów udały się na plac Zamkowy, aby tam połączyć się w jedną błagalną procesję do katedry św. Jana.

7 sierpnia w kościołach całej Polski ogłoszono skierowaną do wiernych odezwę kard. Aleksandra Kakowskiego:

Nadeszła chwila, kiedy cały naród, a w szczególności m.st. Warszawa ma zdobyć się na siłę, aby odeprzeć najeźdźców i spełnić święty względem ojczyzny obowiązek. W tym celu tymczasowa Rada Obrony miasta wzywa do tworzenia batalionów ochotniczych, do których stanąć winien każdy, kto zdolny unieść broń. Kogo na to nie stać niech spieszy do drużyn, które pracują koło kopania okopów. Nie trwoga, nie zemsta pchać nas winna, lecz płomienne wołanie Matki ojczyzny o pomoc i ratunek... Niech serca nie warzy zwątpienie i małoduszność, bo dopóki tętni w duszy polskiej wiara w opiekę Bożą i prawdziwy patriotyzm, nie masz takiej siły, któraby nas złamać mogła. Gubernator wojenny i Rada tymczasowa ujęła w swoje ręce obronę miasta, im więc należy się bezwzględny posłuch, a kto nie pójdzie za ich odezwaniem, nie jest godzien imienia Polaka. Więc naprzód na posterunek pod hasłem: "Bóg i Ojczyzna".

Tego samego dnia biskup podlaski Henryk Przeździecki głosił:

Wielkie niebezpieczeństwo nam zagraża! Na granicach Ojczyzny z mieczem i ogniem stoją moskiewskie hordy bolszewickie. Bohaterskie wojska nasze w śmiertelnej walce zmagają się z wrogiem... Przy pomocy Bożej możemy się od tej klęski uwolnić i wroga na ziemię naszą nie wpuścić, jeżeli przestaniemy waśnić się i kłócić i staniemy ramię przy ramieniu, jak jeden mąż w obronie ognisk naszych i zagonów naszych.

Pewne sukcesu cztery armie sowieckie zostały w wyniku polskiej kontrofensywy pokonane. 15 sierpnia 1920 roku, w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ziściły się intencje gorących modlitw Polaków oraz Ojca Świętego i biskupów całego świata katolickiego, a strategiczny geniusz Józefa Piłsudskiego zadecydował o losie Polski.

Fundament sukcesu

Wspominając te chwile generał Józef Haller w artykule "Najświętsza Maryja Wniebowzięta Cudowna Polski Królowa Święta", opublikowanym w sierpniu 1952 roku w londyńskiej "Gazecie Niedzielnej" pisał:

Kiedy 14 sierpnia rozpoczynała się bitwa pod Warszawą, modliliśmy się gorąco w całym kraju, zwłaszcza w Warszawie, gdzie w kościele Zbawiciela odprawiana nowenna do Wniebowziętej Bogarodzicy po codziennej Mszy św. przy ołtarzu Matki Boskiej Częstochowskiej ubłagała nam zwycięstwo.

Pamiętać trzeba, że naród był zaskoczony i mocno wstrząśnięty nieoczekiwanym, tak gwałtownym odwrotem wojsk naszych. Naczelne władze, nie liczące się widocznie z tą możliwością, były zdezorientowane i jakby sparaliżowane, a ze wschodu uciekająca ludność z całym dobytkiem powiększała niepokój i grozę sytuacji. Przyczyniało się także stanowisko naszych sojuszników, którzy w obawie o rozszerzenie wojny interweniowali na rzecz zatrzymania walki, wysuwając jako linię demarkacyjną tzw. linię Curzona. Ale Sejm zdobył się na ustawę o utworzeniu Rady Obrony Państwa, do której weszli przedstawiciele wszystkich stronnictw politycznych pod przewodnictwem Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego, a prezes Rady Ministrów Witos został zastępcą przewodniczącego. Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz mianował czterech doświadczonych starszych generałów również członkami R.O.P. Zaś zjednoczone społeczeństwo stolicy wyłoniło Obywatelski Komitet Obrony Państwa (O.K.O.P.). Do prezydium weszli przedstawiciele wszystkich stronnictw politycznych i wielkich organizacji społecznych.

R.O.P. uchwaliła jednogłośnie mój wniosek o tworzeniu Armii Ochotniczej, która rychło przekroczyła liczbę sto tysięcy, a pierwsza jej dywizja (złożona z Sokołów, harcerzy i studentów) już przy końcu lipca stoczyła dwie bitwy, pod Surażem i Paprocią, ułatwiając skoordynowany odwrót I Armii. Większość ochotników zapełniła szczerby i luki walczących oddziałów zasilając nie tylko liczbowo, ale zapałem swoim podnosząc ducha i całe morale wojska.

Pod Radzyminem

Rankiem 13 sierpnia 1920 roku gen. Haller wydał rozkaz nr. 3811-III Dowództwa Frontu Północnego, w którym jest zdanie:

Jutro zaczyna się decydująca bitwa o los wojny i Polski.

Po latach wspominał, że:

...rozkaz 13 sierpnia został wydany po gorących modlitwach do Boga za najpewniejszym pośrednictwem Orędowniczki naszej i Królowej, Najśw. Matki Chrystusowej, z całą ufnością w pomoc Bożą, ale też po sumiennym rozważeniu sytuacji wojsk naszych i nieprzyjacielskich i wzięciu pod uwagę ostatnich informacji jak i czynników zaskoczenia niespodziewanym atakiem upojonego zwycięstwami nieprzyjaciela.

Od świtu 14 sierpnia toczyła się zażarta walka o Radzymin, dokąd udał się gen. Haller i gdzie zarządził przeciwnatarcie jedną z dywizji stojących w odwodzie dowództwa frontu, co zatrzymało ataki bolszewickie na polskich okopach. Zawiadomiony przez niego prezes Rady Ministrów, Wincenty Witos przybył na front, aby zagrzać młodych niedoświadczonych ochotników, którzy zapełnili wielkie szczerby 12 dywizji piechoty. Również z odwodów autobusami warszawskimi przesunięto jeden batalion z Jabłonnej, który wyrzucił bohaterskim atakiem bolszewików, którzy wtargnęli do Izabelina. W tym czasie gen. Sikorski informował, że jego atak załamał się i wojska V Armii w odwrocie zbliżają się do Modlina. Wobec tego wydano rozkaz do zgrupowania wszystkich do dyspozycji stojących wojsk do powtórnego ataku wyrażając przy tym ufność, że przekroczą rzekę Wkrę.

Gen. Haller wspominał dalej:

Ustabilizowawszy odcinek frontu pod Radzyminem, ruszyłem na odcinek V Armii, gdzie zastałem sytuację, jak się spodziewałem - ostatnie oddziały V Armii przekraczały rzekę Wkrę. Tam pod Borkowem odznaczyłem dwóch rannych posłów na Sejm krzyżem Virtuti Militari, byli to pp. Downarowicz i Thugutt. Zaznaczam, że na zebraniu seniorów stronnictw sejmowych pod przewodnictwem marszałka Trąmpczyńskiego, na które zostałem zaproszony wraz z ministrem spraw wojskowych gen. Sosnkowskim, uchwalono zgodnie z moim wnioskiem odroczenie Sejmu, aby posłowie mogli spełnić swój obowiązek wojskowy.

Następnego dnia kontynuowany był atak na obydwu odcinkach frontu, przy czym znakomicie prowadzonym przeciwuderzeniem flankowym odwodową XX dywizją piechoty gen. Żeligowskiego, wspartym skutecznym ogniem artylerii, którą wysunąłem aż przed okopy, został w nocy zdobyty Radzymin, co zdecydowało o zwycięstwie, i wraz z walczącymi oddziałami dostałem się do zdobytego i płonącego Radzymina. 16 sierpnia w radzymińskim kościele parafialnym po dziękczynnej Mszy św. zabrzmiał uroczyście hymn dziękczynny "Te Deum laudamus". Przybyły wtenczas z Rzymu J.E. ks kardynał Kakowski stojąc na stopniach kościoła udzielił błogosławieństwa apostolskiego, które przywiózł od Ojca św. Benedykta XV, zawsze okazującego Polsce swoją ojcowską życzliwość, po czym zostało wielu żołnierzy odznaczonych krzyżami Virtuti Militari.

Nieprzyjaciel próbował jeszcze bronić się w Mińsku Mazowieckim, skąd został wyparty 17 sierpnia koło południa przez oddziały frontu północnego, poprzedzane pancerkami (,,Paderewski" i "Danuta"). W samym środku miasta odprawiłem XV dywizję piechoty do dyspozycji Naczelnego Wodza, którego właśnie XIV Dywizja Grupy Uderzeniowej wkraczała do Mińska Mazowieckiego. To uwolnienie Warszawy, tak już bardzo zagrożonej, nazwał naród "Cudem nad Wisłą", jak w roku 1914 zatrzymanie Niemców nad Marną przez wojska francuskie pod dowództwem marszałka Joffre otrzymało zaszczytną nazwę Cudu nad Marną. Walki kontynuowane pod bezpośrednim dowództwem Naczelnego Wodza w ostatniej bitwie nad Niemnem zakończyły wojnę polsko-bolszewicką zwycięstwem Polski.

Nie więcej o nim było w komunikacie sztabu jeneralnego, ponad to słowa: "Ze szczególnom uznaniem należy podkreślić bohaterską śmierć ks. kapelana Ignacego Skorupki z V dywizji piechoty, który w stule i z krzyżem w ręku przodował atakującym oddziałom".

Zdumiony odwagą i męstwem bojowników polskich żołnierz bolszewicki cofał się w przestrachu i padał rażony - mówił w pierwszą rocznicę Cudu nad Wisłą Aleksander kardynał Kakowski - bo nad zastępami Wojsk Polskich widział unoszący się sztandar z wizerunkiem Matki Boskiej. A chociaż po zwycięstwie na ustach niewierzących widzieliśmy nieraz sarkazm, gdy mówiono o "Cudzie nad Wisłą" zwycięstwo nasze pozostanie na zawsze "wielkim zwycięstwem", o "Cudzie nad Wisłą" będzie pisała po wsze czasy historia Polski i historia świata, a Kościół zawsze będzie przypominał wiernym swoim słowa Psalmu: "Jeśli Pan nie będzie strzegł miasta, próżno czuwa, który go strzeże" (Ps. 126, 2). Wszystkim obrońcom Ojczyzny cześć i chwała, Bogu wdzięczność.

SŁAWOMIR Z. FRĄTCZAK

Tygodnik Katolicko - Narodowy GŁOS